500+ na każde dziecko? Prima aprilis? – Anna Mazek

500+ na każde dziecko? Prima aprilis? – Anna Mazek

Dodane przez

Jutro 1 kwietnia.

Nie, nie! Nie chodzi mi o prima aprilis. Jutro, jak wszem i wobec wiadomo, rusza Wielki Narodowy Program Wspierania Rodziny.  Niestety, nie da się skonstruować programu tak, aby wspierał tylko te PRAWDZIWE rodziny. Ale niech tam, trudno, muszą dostać wszyscy. Niech idzie w koszty.
Ale tak serio…

Nie będę pisać o tym, że podczas kampanii wyborczej dodatek miało dostać każde dziecko.
Ani o tym, skąd wydrapać te niemałe w końcu pieniądze.
I o braku przełożenia owych pińcet na wzrost dzietności – też nie.
Napiszę o tym, co widzę codziennie w  robocie (tak, tak, oderwani od koryta czasem pracują).
Do dzieła!

Ustawa zakłada, że pomoc materialna rodzinie w postaci 500 zł należy się na każde drugie i kolejne dziecko bez względu na dochody. Zgłaszasz, że chcesz, i masz.
Aby państwo pomogło także w wychowaniu pierwszego potomka, nie można przekraczać kryterium dochodowego 800 zł (netto) na głowę w rodzinie. Czyli młode małżeństwo z jednym dzieckiem,  na dorobku, z pensjami na poziomie najniższej krajowej, może o pińcet tylko pomarzyć.

Ustawa zawiera kilka też ciekawych kwiatków, bo można mieć dwoje dzieci i jednocześnie dwoje pierwszych. To pierwsze z metryki, po osiągnieciu pełnoletności, w myśl ustawy, zrzeka się swojego pierworództwa i przekazuje palmę pierwszeństwa drugiemu (tu pojawia się pytanie, jak mieć od razu drugie dziecko?)

Rodziny zamożne, a przynajmniej niebiedne, z dochodami, dajmy na to 2 tys.zł/człowieka w górę, z dwójką – trójką dzieci, po prostu tej pomocy nie potrzebują, ale dlaczego jej nie mają brać?
Rodziny, gdzie jakoś szło, może bez szału, ale od pierwszego do pierwszego stykało, przyjmą pieniądze z radością, chociaż i bez nich dawały sobie radę.

A te rodziny (no, większość z nich), które latami wiszą na garnuszku pomocy społecznej, już zacierają ręce. I nie myślcie, że te pieniądze zostaną przeznaczone na dzieci. O, NIE!

Już mi zgłoszono, że zaplanowane jest kupno:

  • nowego wypaśnego smartfona
  • psa amstafopodobnego, bo przecież nie z legalnej hodowli
  • wynajęcia większego mieszkania, takiego 120 m, bo dlaczego nie?
  • nowego laptopa

Nigdzie, słownie NIGDZIE, nie słyszałam, że będzie można kupić książkę dziecku, zapłacić za dodatkowe lekcje języka, kupić mu meble. Kasa już jest dzielona na konsumpcję, i to konsumpcję niezbyt dostosowaną do rozsądnych potrzeb rodzin.

Fakt, ludzie mogą robić ze swoimi pieniędzmi, co tylko zechcą. Ok, ale dlaczego moim, podatnika, kosztem?

Młoda dziewczyna posiadająca czwórkę dzieci i niepracującego nigdy męża, bierze miesięcznie w kasie MOPS 2300 zł. Do tego dojdzie jej 2000 zł z 500+. Jeżeli doliczymy jeszcze alimenty na jedno z dzieci, wychodzi równiutkie 4500 zł. Jednocześnie dziewczyna ma pretensje, że musi 3-4 razy w miesiącu stać pod okienkiem w kasie po te pieniądze.
Kiedy zwróciłam jej uwagę, że ja biorę mniej pensji (mniej niż owe 2300) to zapytała zdziwiona: ,,Proszę pani, a dlaczego pani nie idzie do MOPSu?”.
Droga Pani, dlatego, że codziennie do tego MOPSu już chodzę… Pracować.

Nie wątpię, że pieniądze z tego programu wielu rodzinom po prostu się przydadzą. Nie ma także wątpliwości, że wiele rodzin po prostu nie powinno ich dostać.
No i nie dostanie ich wiele rodzin, które powinny…. Chociażby samotny rodzic, który wychowuje sam jedno dziecko i zarabia 1500 zł plus 350 zł alimentów. Prosta matematyka – taki rodzic przekracza o 25 zł kryterium dochodowe, więc obejdzie się smakiem.

Martwi mnie to, że pieniądze dostaną rodziny, którym nie powinno dawać się gotówki do ręki. W tej chwili, jeżeli pracownik socjalny rodziny stwierdzi, że pieniądze przeznaczane są ,,na przelew”, można zamiast szeleszczącej gotówki przyznać talony do sklepu, żywność w naturze lub wpłacić pieniądze bezpośrednio na konto dostawcy energii elektrycznej lub administratora mieszkania. W ten sposób rodzina na produkty ,,ekstra” musi zarobić samodzielnie.

W przypadku 500+ takiej możliwości nie będzie. Obietnice, że ktoś to będzie kontrolować, są jedną z wersji bajki o ,,dobrej zmianie”. Pińcet należy się ustawowo, nie ma tu uznaniowości, jak w przypadku innych form pomocy z systemu.

Sama, kiedy widziałam u moich podopiecznych walające się po podłodze w dniu wypłaty zasiłków czekolady, cole i inne pieczone kurczaki, pisałam wnioski o zmianę formy pomocy. Uważam bowiem, że rodzina, która przychodzi do OPS po pomoc, ma ją otrzymać, ale w takiej ilości i formie, aby nie zdemotywować jej do zmiany swojej sytuacji. Jeżeli zasiłki z OPS przeznaczane są na słodycze, papierosy i alkohol, to znaczy, że na chleb nie brakuje.

A 500+ zdemoralizuje. Tak po prostu. Zwłaszcza rodziny, które są roszczeniowe, a ich filozofia życiowa sprowadza się do maksymy ,,wydymać system”. I albo będą pracować na czarno i ciągnąć z tego systemu, albo trwać w bezczynności, mając jednocześnie pewność, że system da.

Ok. Nie wszystkie rodziny są takie. Jasne, że nie. Ale moja praktyka zawodowa pokazuje, że jest ich ok 75%. Są rodziny, które zaciskają zęby i po pomoc nie przyjdą, bo się wstydzą swojej biedy. Ale takie rodziny robią wszystko, aby z dołka wyjść. Trzeba im dać trochę czasu, pomocy, dużo życzliwości i wsparcia. Stają na nogi i idą dalej. Wystarczy dać wędkę. Reszta nie chcę wędki.  Reszta nie czeka na rybę, ale na wykwintną sałatkę z łososia z dodatkiem kaparów w delikatnym beszamelu.

Te rodziny nie chcą zmienić swojej sytuacji. Przyzwyczajone są do tego, że dostaną, że ktoś załatwi, że jakaś opłata zostanie umorzona, a dług ulegnie przedawnieniu. Że jakoś to będzie.
A za 10-15-20 lat ich dzieciom nie przyjdzie nawet do głowy, że można żyć inaczej. Takie dziedziczenie biedy i biedackiego stylu życia. Wyrzucenie tych osób z systemu pomocy społecznej przy pomocy INNEGO zasiłku, nie zmieni ich podejścia do życia. Lepiej było te pieniądze przeznaczyć na programy aktywizujące, obniżenie cen przedszkoli, dodatkowe lekcje w szkole. Na to, co jest najbardziej kosztochłonne w mądrym i odpowiedzialnym wychowaniu dziecka.

Ale łatwiej dać pińcet.

Rodzinie, która ma dzieci, każdy grosz się przyda. Dzieci w końcu są jak studnia bez dna, można lać do oporu, wchłonie wszystko. Ale te pieniądze muszą być wydawane mądrze. A przede wszystkim mądrze powinny być rozdzielane.

Ja tu tej mądrości nie widzę.

To napisałam ja, samotna matka dwójki dzieci, która się nie załapie na zasiłek. Starszy syn jest już pełnoletni, a na młodszego przekroczyłam kryterium. O 27 zł.

Anna Mazek

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.