DUCE DUCK – Elżbieta Kurowska
DUCE DUCK
Wstrząsnęło mną przemówienie Kaczyńskiego na obchodach 6 rocznicy katastrofy smoleńskiej. Wstrząsnęło mną, jak każdym, kto potrafi jeszcze słuchać ze zrozumieniem. Jak każdym, kto zachował swoją własną wrażliwą skórę. Ta makiaweliczna, żarliwa przemowa przeszyła mnie na wylot jakimś ostrym odpryskiem z przeszłości, niepokojąco uwierającym ziarnem ze zbiorowej świadomości sięgającej lat trzydziestych minionego wieku. Przy ostatnim akordzie, podziękowaniach dla Macierewicza, zobaczyłam oczami wyobraźni, jak to wyrażone publicznie uznanie, poparte entuzjazmem tłumu, otwiera przed „jeszcze nie generałem” kolejne drzwi. Awans za awanse. Awans za nadgorliwość wiadomo od czego gorszą. Pomyślałam z drżeniem, że jest to zapowiedź kolejnego kroku w ramach polityki faktów dokonanych; że to test, na ile tłum gotów jest przyjąć kolejny ruch. Nie czekałam długo. We wtorek w mediach wrócił temat uzbrojenia w broń umundurowanych formacji paramilitarnych, „obrońców” naszych rodzin przed wszelkim zagrożeniem, niekoniecznie militarnym. W chwilę później spotkałam na fejsie dokument z Narodowego Centrum Studiów Strategicznych. Załączam go poniżej. Struchlałam. Poczułam się jak Krym. Nie mam wątpliwości, że uzbrojenie bojówek ochotniczych będzie ostatecznym przejściem na ciemną stronę mocy. Będą realne powody, żeby bać się na co dzień nie o dobre życie, ale o życie w ogóle. Ten papier straszy. Ten papier jest upiorny, bo za nim widzę liczne grupy interesu od miłośników broni palnej (tego samego dnia w telewizji Kukiz w Radomiu), przez chronicznych nierobów, paranoików, pospolitych zadymiarzy, pseudopatriotów i kiboli, producentów broni, narowistych żołnierzyków i ich cynicznych dowódców oraz całe rzesze stęsknione za tą wielką III – ą, w której był ordnung i człowiek nareszcie mógł być nadczłowiekiem. Obejrzałam raz jeszcze film „Taśma Hitlera” o jedynym takim z nadludzi, który prywatnie miał spokojny, miły, ciepły i niski głos, a na wysokich tonach porywał tłumy. Posłuchałam JAK mówił i CO. Jak frazował, jak modulował, jak stawiał akcenty… To stempel, skrypt, kod genetyczny – esencja paranoi, megalomanii, cynizmu, obłudy i pychy… Analogia wyrwała ze mnie resztki złudzeń z korzeniami, zostawiając charakterystyczny ból. A przecież to tylko film o nadczłowieku, którego nie znałam, którego dzieło spustoszenia – i jego samego – przeżyłam o lat dwanaście. To tylko film o przeminionym, pokonanym dyktatorze, który niegdyś lubił siedzieć do późna i wstawać koło południa… Film o dawno zmurszałym mocarzu, którego „podsłuchała” fińska brzoza, bo w jej liściach ponoć ukryto mikrofony. Ech ty, brzozo, brzozo…
Moje dzieciństwo przypadło na lata pięćdziesiąte, sześćdziesiąte. Ludzie nosili jeszcze w podszewkach pamięć strachu, głodu, zimna i poniewierki. Co najmniej kilka razy w roku moi rówieśnicy ginęli od niewybuchów i niewypałów. Nad Sajnem wykopy były głębokie i poruszały wyobraźnię. Pomnik nad Kanałem Augustowskim z napisem „Nigdy więcej wojny” był pierwszym, którym poznałam… A teraz czytam, że „wyposażona w broń maszynową, umundurowana formacja paramilitarna, może stanowić skuteczny środek zapobiegawczy (odstraszający) działaniom antyrządowym”. Koncepcja ta opiera się na przekonaniu, że w obliczu wszelkich zagrożeń, w tym tych, które wynikają z procesów migracyjnych, wielu ochotników wstąpi do służby w tych formacjach, bo będzie miało silną motywację w postaci ochrony własnych rodzin przed zagrożeniem. NIE CHCĘ ICH POMOCY! Bóg mi świadkiem, jak bardzo nie chcę, żeby ktokolwiek bronił mnie przed uchodźcami, islamistami, ciapatymi, wietnamcami, chinolami, ruskimi, homoseksualistami, wegetarianami, ekologami, obrońcami metody in vitro, kobietami, które zdecydowały przerwać ciążę i wszelkim innym „zagrożeniem”, „złem wcielonym”, którego nawet cud w Legnicy nie odmieni. Jedyny, którego się boję to DUCE DUCK.
Elżbieta Kurowska