EKSTREMALNA NIEDZIELA – Elżbieta Kurowska

EKSTREMALNA NIEDZIELA – Elżbieta Kurowska

Dodane przez

EKSTREMALNA NIEDZIELA

 

Wkrótce po manifestacji KOD-u na rzeszowskim rynku i doświadczeniu serdecznej, radosnej wspólnoty i poczucia ulgi, że nie jestem sama wobec fali absurdu, która przetacza się przez Polskę, wróciłam do domu. Otworzyłam komputer w świątecznym nastroju: ot, przefrunę nad wirtualnymi niwami! Tu skubnę pyłek, tam spiję nektar, tu wrzucę słów parę słów – a nuż kiedyś zakwitną, tam jakiś piruecik, tu przycupnę na chwilę. Taki radosny eliberek – odmiana koliberka 😉

Otworzyłam fejsa i gruchnęło w eliberka takim niusem, że mu skrzydełka opadły. Uroczysta msza z udziałem ONR w Białymstoku! I Międlar, który znowu głosił swoją autorską wymiędloną ewangelię. I kwiat polskiej młodzieży w szpalerkach jak szczypior na grządce. A każdy z marsem na czole, spojrzenie natchnione, zdrowy rumieniec, usta na eklerek, żeby łatwo było otworzyć, jak przyjdzie pora – w pełnym rynsztunku na posterunku! Bo przecież ojczyzna wzywa, wróg w granicach, larum grają! Oto białostocka katedra, a nie jakiś zapyziały kościółek,  otworzyła nacjonalistom Bramę Miłosierdzia. Profanum rozgościło się w najlepsze w przestrzeni sakralnej. To jakiś ponury żart?! Owszem, powiewało faszyzmem tu i ówdzie – taki „niewinny” zefirek. Ale tymczasem tworzy się najprawdziwsze tornado! I to z czego? Z trupich wyziewów Hitlera?! I kościół katolicki błogosławi im, jak wtedy…

Po eliberku ani śladu! Nawet piórko nie zostało! Za to sierść tak się na mnie zjeżyła, że z własnej i nieprzymuszonej woli rozejrzałam się za psim kagańcem. Gorączkowo przeglądałam nius za niusem – a nuż jakieś przeprosiny, jakieś votum separatum chociaż, a może dementi?… Nic z tego. Moje wzburzenie osiągnęło rozmiary tsunami. Tu i ówdzie dołączyłam do wspólnego nurtu na facebooku, tu i ówdzie upuściłam nieco wezbranych emocji w komentarzu, w wymianie zdań. Próbowałam spojrzeć na to wszystko z perspektywy kosmosu i bezczasu. Owszem, na chwilę ulżyło mi, gdy uświadomiłam sobie, że przyroda poradzi sobie z każdą głupotą; że nie stanie się inaczej, niż zgodnie z jej prawami; że wszelki nadmiar się przeleje, a pustka wypełni czymś nowym. Ale na co dzień moje życie nie toczy się w bezczasie, a przyroda to ogród, w którym dorastają moje wnuki, to uroda pór roku, jakie znam od dziecka, to słońce, wiatr, kocia sierść, psi ogon,  ptaki. I eliberki – takie małe rozpierające radości. Nie chcę, żeby to wszystko jakaś kolejna bezmyślna wojna spopieliła, obróciła wniwecz. Nie wiem skąd przyplątała się do mnie fraza piosenki z lat sześćdziesiątych: „Już ci piszą marszową pieśń, żeby łatwiej było ci nieść ten karabin malowany i podkuty stalą but”. Nie chcę takiej przyszłości dla moich wnuków… To czas, gdy trzeba otwierać bramy miłosierdzia dla syryjskich dzieci, nakarmić głodnych w Nigrze, Sudanie, obronić dziewczynki w Indiach i wyrwać je z czeluści ziemskich piekieł. To są nasze cywilizacyjne wyzwania – podzielić się tym, co mamy, posunąć się i zrobić miejsce obok dla drugiego, równie ważnego człowieka.

Ostatnio było tak gorąco wokół pomysłów zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej. Z dumą patrzyłam na kobiety, które zareagowały tak solidarnie, z taką siłą i wrażliwością jednocześnie. Wspomnieniem powędrowałam do pani Marii Kaczyńskiej i jej kobiecej mocy, którą była w stanie przekonać swojego męża do tego, by stanął po stronie kobiet, choć wbrew prawicy i kościołowi. Kobiety rozumieją siłę progesteronu. Kobiety znają potężną energię seksualności. Wiedzą, jak trudno panować nad nią. Jak trudno uniknąć raf i zasadzek. Dorastamy w rozmaitych otoczeniach. Nasze światy zewnętrze różnie nas przyjmują, różnie reagują na nasze potrzeby, naszą ekspresję. Niektóre z nas, nasycone miłością od dziecka, nie są tak łapczywe i wygłodniałe – spokojnie otwierają się na miłość, bez większych strat przechodzą burze namiętności. Inne gubią się i znów odnajdują, kaleczą się, potem liżą rany, lecz nie przestają szukać. Progesteron. Kobiecość. Tęsknota za miłością, za dawaniem życia, za płynięciem, przemienianiem martwego w żywe. Kobiety wiedzą, że to jest siła huraganu, który niejedną zwali z nóg, pozbawi tchu. Dlatego stają ramię w ramię, pierś w pierś, macica w macicę w walce o prawo wyboru.

To, co napędza ognistych „patriotów” maszerujących na Jasną Górę z hasłami, które hadko powtarzać, co rozpiera przepełnionych „chrześcijańskim” duchem nacjonalistów w Białymstoku, to nic innego, jak testosteron. Ten sam, który prawdziwych mężczyzn mierzy z potęgą góry lub morskim żywiołem. Ten sam, który jest niezastąpiony w przeciwnościach losu. Ten sam, który przejawia się w podziwie dla córki, wspieraniu syna, w namiętności do kobiety. Testosteron to potężna energia. Ledwie skończysz chłopcze jedenaście lat, a spada na ciebie nieprzerwaną kaskadą. Jak ją okiełznać? Jak zagospodarować? Co zrobić, żeby była posłuszna? Żeby nie zrobiła krzywdy tobie i nie była źródłem cierpienia dla innych? Ci młodzi mężczyźni z plugawą pieśnią na ustach i sztyletami w oczach nie dostali odpowiedzi na te  pytania. Fala testosteronu poniosła ich w odmęty szaleństwa. Jak zwykle, ktoś wykorzystał to, by skanalizować ich energię na jeden cel – unicestwienie wyimaginowanego wroga, by utorować drogę dla niepodzielnej władzy.

Wielu prawdziwych mężczyzn widzi te ogolone głowy, ustawione jak zapałki gotowe na iskrę. Wielu mądrych i wrażliwych mężczyzn ze zgrozą reaguje na zdarzenia z udziałem rodzimych nacjonalistów, faszystów, rasistów. Protestują, komentują, oburzają się. Brakuje mi jednak takiej odwagi i solidarności, jaką zaprezentowały kobiety. Tak, jakby mężczyźni bali się, że wystąpienie przeciw złej gospodarce testosteronem jest niemęskie. Panowie, to Wasi koledzy, synowie, wnukowie. Ktoś ich używa. Ktoś traktuje ich instrumentalnie. Ktoś wykorzystuje tych ludzi, ich młodzieńczy skrzywiony idealizm, ich romantyczne zadęcie, ich bezradność wobec naporu testosteronu.  Ktoś znów z premedytacją, cynicznie wykorzystuje męskość do destrukcji. Panowie, możecie liczyć na nas, kobiety. Staniemy u Waszego boku w obronie życia. Po prostu, życia.

Elżbieta Kurowska

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.