LATO CZEKA – Elżbieta Kurowska
Wakacje to wolność, przestrzeń, nieznane i szalone. W wakacje zawsze wstaje się prawą nogą i zwykle nie ma się much w nosie. Chyba że każą pić gorące mleko, a w ogrodzie niecierpliwie „czterech dzikich Siouxów czeka”. Letni dzień jest od wschodu do zachodu jak uśmiech od ucha do ucha. Nawet najkrótsze letnie noce są za długie, a na pewno przychodzą za wcześnie. I co z tego, że słońce zaszło, skoro macierzanka wciąż słodko pachnie?! Co z tego, że noc, skoro żaby i świerszcze właśnie zaczynają imprezę?! Spanie w wakacje zawsze jest za karę. Chyba że dopadnie nas w połowie drogi do łóżka. Zaskoczy w jakiejś chwili otumanienia zapachami, oszołomienia dźwiękiem. Latem dokonują się przeróżne wtajemniczenia. Codziennie i conocnie. W blasku słońca i gwiazd odkrywa się nieznane zakamarki świata, a właściwie światów: tego na zewnątrz, tego w sobie i tego pomiędzy. Wakacje to przekraczanie granic – czasem z duszą na ramieniu, czasem brawurowo, a czasem jak ten Cygan, co dla towarzystwa dał się powiesić. Wakacje to rumieńce na twarzach i na jabłkach, to wiśnie na uszach zamiast kolczyków, to wiecznie brudne nogi i potargane włosy, to nieziemsko cudowny chłód wody w skwar południa. Wakacje to oddychanie pełną piersią, a właściwie całym sobą, to zanurzenie się w życie po sam czubek jestestwa, to zaufanie do świata bez reszty. Lato i wakacje to czas czystego, bezwarunkowego szczęścia. Takiego, jak psi ogon na powitanie.
Takie są wakacje dzieci urodzonych pod szczęśliwą gwiazdą, w historycznej niszy, w zacisznym miejscu między wojnami, kataklizmami, dziejową zawieruchą; dzieci wzrastających we względnym dobrobycie, czyli bez doświadczania długotrwałego głodu. Ilu ludziom na świecie udało się przeżyć swoje życie w takiej niszy? Oczywiście, nie trzeba wojny, żeby uczynić życie człowieka pasmem cierpień, jednak wojna zbiera zwykle największe żniwo i staje się głęboką traumą dla całych pokoleń. Żywię przekonanie, że świat jest taki, jacy my jesteśmy. Jest odzwierciedleniem naszych emocji, frustracji, naszej mądrości i głupoty, naszej gotowości do rozwoju i pójścia naprzód lub uporczywego dreptania w miejscu i trzymania się tego, co już stare i zmurszałe. Przyglądam się temu światu codziennie. Patrzę na ruch, proces, interakcje. Widzę miejsca zapalne, tendencje, stany podgorączkowe, zagrożenia tym, co oszałamiająco nowe i tym, co przytłaczająco stare. Swoją intuicją mierzę proporcje tego wszystkiego co my, ludzie, wnosimy do świata i co z niego czerpiemy. Staram się być uważna i świadoma także procesu w sobie. To bardzo pomaga zachować dystans bez uszczerbku dla wrażliwości.
Przede mną pierwsze w życiu wakacje ze smugą niepokoju. Ta smuga to utracone poczucie bezpieczeństwa, to nadszarpnięte zaufanie do świata, który nie potrafi lub nie chce rozwiązać wielu bolesnych problemów. Ta smuga, to polska rzeczywistość polityczna i jej reperkusje społeczne. Pamiętam rok 80., 81. i kolejne. Przede Polakami niepewna przyszłość, a świat marzeń wciąż za pancerną szybą. To było czujne wyczekiwanie na szansę i wizja otwierającej się bramy sezamu. Była w tym ekscytacja, czasem irytacja i niecierpliwość, ale już nie poczucie beznadziei, jak wcześniej. Potem przyszedł czas dobry i coraz lepszy. Wydawało się, że stojąc twarzą do świata można zrobić tyle dobrego dla siebie i innych. Teraz wizję otwierającej się bramy zastępują obrazy kolejnych zatrzaskujących się z hukiem drzwi. To jakaś implozja, cofanie się do jądra ciemności… Oby nie. Oby wszystkie dzieci rodziły się pod dobrą gwiazdą i były szczęśliwe jak psi ogon.
Elżbieta Kurowska